sobota, 5 lipca 2014

CAMEMBERT W SZYNCE SZWARCWALDZKIEJ


Bardzo proste i smaczne danie, a może przekąska - zależy od pojemności Waszych żołądków ;)

Camembert i szynka dają ciekawe połączenie, nie potrzeba już niczego innego, no może jakąś lekką sałatkę (rukola?), zdecydowanie zasmakuje osobom lubującym się w smakach "wytrawnych" i słonych.

Składniki:

- ulubiony ser Camembert (ja wybieram naturalny)
- 2 plasterki szynki Szwarcwaldzkiej (lekko lub mocno wędzonej - zależy od Waszych upodobań, ale słony sma szynki mocno wędzonej uwydatni się podczas smażenia)
- kilka kropel oleju

Sposób przygotowania:

Na patelni podgrzewamy olej. Owijamy ser szynką "na krzyż" i kładziemy na rozgrzaną patelnię. Wystarczy kilka minut, by szynka przyrumieniła się z jednej i (po przełożeniu) z drugiej strony. Ser rozpuści się nieco i... gdy tylko uznamy stopień przyrumienienia za stosowny - zdejmujemy ser z patelni. Polecam jeść na ciepło.

Prawda, że proste i smaczne? :)

wtorek, 24 czerwca 2014

SERNIK JAGODOWY NA ZIMNO




Na początku zaznaczę, że formę do sernika mam maleńką, o średnicy 15 cm, dlatego ilość składników na większą formę trzeba koniecznie podwoić! No chyba, że chcecie megapłaski sernik jagodowy ;)

Jeśli chodzi o same jagody, to kiedyś jeździłam do lasów, spędzałam pół dnia na łonie natury zrywając te maleńkie czarne kuleczki, broniąc w tym samym czasie się przed komarami, a mojego psa przed atakiem kleszczy. Po takim wypadzie miałam około litra jagódek, a... paliwo kosztowało TYLE SAMO co litrowy słoiczek jagód na rynku [sic!] Wtedy postanowiłam: Jeśli nie jadę w większej ekipie za miasto, to na jagody się nie wybieram ;)
Oczywiście jeśli nie lubicie jagód (są tacy???) możecie użyć każdych innych owoców, ale TAKIEGO koloru raczej nie uzyskacie.

Składniki:
(na małą formę do ciasta!)

- ok 300 g jagód
- opakowanie serka Mascarpone (250g)
- serek śmietankowy mielony (lub inny sernikowy) 300 g
- 60 g cukru
- 3 łyżki żelatyny
- laska wanilii (opcjonalnie)
- 40 ml czerwonego wytrawnego wina (opcjonalnie)
- 5 paczuszek herbatników Be-Be
- (ok) 30 g masła


Sposób przygotowania:

Jako pierwszy przygotowujemy spód ciasta:

Pokruszone herbatniki miksujemy na "piasek" i dodajemy do nich rozpuszczone masło (każdy, kto choć raz w życiu bawił się w piaskownicy w piekarnię będzie wiedział, jaka konsystencja jest pożądana ;) - "mokry piasek" z herbatników i masła wykładamy na dno formy, schładzamy w lodówce przez 15minut, później można podgrzać w piekarniku (ale nie trzeba, ja to robię, ponieważ masa się lepiej trzyma i się przypieka, a nie ma nic smaczniejszego niż podpieczone ciasteczka)

Przygotowanie masy serowej (białej i fioletowej):

W misce malaksera mieszamy ze sobą sery (śmietanowy i mascarpone), po chwili dosypujemy cukier.  Jeśli nie chcecie się bawić w kolorowanie i inne estetyczne "bajery" to w zasadzie byłby to prawie koniec (trzeba tylko dodać rozpuszczoną wcześniej w małej ilości wody żelatynę),
ale ja masę podzieliłam na pół i:

1) masa biała: To do niej dodałam "kropeczki" wanilii oraz wytrawne wino (kiedyś zrobiłam sernik z większą porcją tegoż wina (a muszę Wam powiedzieć, że to "napój młodości prosto z Macedonii <3 ) i był to strzał w dziesiątkę - lekka kawskowość, zresztą nie trzeba reklamować połączenia win i serów)

Do masy dodaje się teraz połowę rozpuszczonej żelatyny, miesza i wylewa do formy, niech postoi w lodówce i nieco stężeje, podczas gdy zabierzemy się za drugą masę:

2) masa fioletowa: Jej sekret tkwi w jagodach ;) Niecałe 300g jagód (troszkę można zostawić do dekoracji) miksuję z drugą połową masy serowej. Na koniec dodaję resztę żelatyny i wylewam całość na białą masę (warto lać powoli, upewniwszy się, że biała masa jest wystarczająco wytrzymała i fiolet nie "przecieknie" ;) )

A po minimum 4 godzinach (a jeśli wytrzymacie to całej nocy ;) ) wychładzania się i tężenia w lodówce mamy efekt:


ELEGANCKI SERNIK POLECA SIĘ DO KONSUMPCJI 




Słodkie jagodowe lato

poniedziałek, 7 października 2013

ŻARCIE PRZETRWALNIKOWE - KASZA Z WARZYWAMI Z OGNISKA


Jak się żywić na 2 tygodniowym wyjeździe na Krym, gdy trzeciego dnia kończy się gaz w butli i chcąc nie chcąc MUSISZ improwizować, bo masz 3 gęby do wykarmienia, a gazu nie nabijają na stacjach!?

Oto krótka opowieść o smaku ogniska, 40 stopniowych upałach, przydrożnych arbuzach i... nie mytych garach. Czyli zupełnie inny przepis, gdzie nie estetyka czy wymysł się liczy, a pomysł, zaradność i pragmatyzm!

Od razu zaznaczam, że nasza podróż na Krym Polonezem była całkowicie spontanicznym posunięciem i właściwie brak planów towarzyszył naszej beztroskiej podróży non stop (więcej na http://fsoxepcohteam.blogspot.com ) Tu skupię się jednak na kulinarnej stronie naszej podróży i kilku praktycznych wskazówkach, dla tych, którzy planują nieplanowane wyjazdy ;)

Utarło się, że na wyprawy w nieznane zabiera się ze sobą jedzenie z Polski. Można oczywiście zaopatrywać się w sklepach przydrożnych w mniej lub bardziej znane produkty. (Nie pojmując cyrylicy bazujemy na rozpoznawalnym dizajnie). 
Dodatkowo polecam zabrać paczuszkę sody oczyszczonej, ma ona dwojakie działanie:
po pierwsze pomaga na struty żołądek
po drugie, można w niej wygotować spaleniznę z garnka, później wystarczy przetrzeć muszlami z morza i garnuszek jak nowy! ;)

Jadąc na spontaniczną wycieczkę, lub lądując w nieprzewidzianej sytuacji warto być przygotowanym na każdą ewentualność, dlatego prezentuję spis porad surwiwalowo-kulinarnych:

1. Nie obawiaj się przydrożnych straganów z arbuzami - pachnące i dojrzałe owoce doskonale nawadniają organizm podczas 40stopniowych upałów! 

2. Zaopatrz się w najtańsze produkty, które w miarę trzymają ważność i nie niszczą się w opakowaniach (np. ketchup, puszki z żarciem, kasza, makaron, ryż) oraz lokalne warzywa (bakłażan, cukinia, papryka na Krymie kosztują grosze!) Koniecznie kupuj DUŻE BANIAKI Z WODĄ

3. Jeśli chcesz żywić się mięsem NIE KUPUJ surowego - w takim upale nie zjesz mięcha przed wieczorem, a przez pół dnia ono i tak zdąży się popsuć. Mięsożernym polecam gotowe marynowane "coś" czyli tanie, zamarynowane części np. kurczaka - doskonale pasują do warzyw.

4. Unikaj zbędnego brudzenia naczyń - zamiast tradycyjnego pieczywa można się zaopatrzyć w chlebek LAWASH, który może być tacką, serwetką i plackiem typu "tortilla" - idealne do zawijania mieszaniny mięsno-warzywnej.

5. Nasza podróż zakładała rozbijanie się na dziko, więc od czasu deficytu gazu w butli wybieraliśmy miejsca, w których była szansa na rozpalenie "ogniska domowego"- tu konieczne są latarki, najlepiej czołówki i scyzoryk - polowanie na gałęzie i kamienie wymaga czasem oddalenia się od obozowiska ;)

6. Gdy w ekipie jest palacz papierosów o zapałki/zapalniczkę nie trudno, ale wspominam o tym, ponieważ w kuchni ekstremalnej nie można o niczym zapomnieć! :)

Po części teoretycznej czas na praktykę:
oto przepis na kaszę z warzywami z ogniska (którą widać na załączonym obrazku)

Składniki:
- kasza gryczana (nie wiem ile, "na oko", tak, żeby 3 osoby się najadły)
- woda mineralna - JAKIEKOLWIEK miejsce ze słodką wodą na Krymie jest Zoną Sanitarną, do której wstęp jest wzbroniony, a jakość wody wątpliwa.
- sól (tam nie trudno o sól z Morza Czarnego :) )
- keczup (myśląc, że to koncentrat kupiłam całkiem poręczne opakowanie
w trójkątnym tetra-pak, może 100ml)
- przyprawy zerwane na okolicznych łąkach (jeśli natrafimy na znajomo pachnące oregano lub czybrycę, można ją śmiało uszczknąć)

Sposób przygotowania:
 Wodę wlewamy do garnka, stawiamy na palenisku (tj. kamieniach blisko siebie ustawionych tak, by garnek nie spadł bezpośrednio w żar). Doprowadziwszy wodę do wrzenia wsypujemy kaszę gryczaną i gotujemy przez 15 minut. (jeśli kaszę przemieszamy tylko raz, tuż po wsypaniu, to ziarenka same się ułożą i nie będzie trzeba mieszać jej wcale - jest to wygodny patent, gdy gotuje się nad żywym ogniem) Po ok 15 minutach, gdy woda niemal całkowicie wyparuje (sprawdzamy to rozgarniając kaszę do dna garnuszka łyżką) kasza jest gotowa. Dodajemy do niej keczup, pokrojone warzywa i wszystko dusimy przez chwilę (jeśli żar jest zbyt duży, trzeba po prostu usunąć drewno z paleniska) Gdy warzywa zmiękną, a danie trochę przestygnie można obżerać się obiadem prosto z garnka :D



poniedziałek, 25 marca 2013

BARANEK Z MASŁA "DIY"


Święta Wielkanocne... nie wyobrażam niedzielnego stołu bez wielu potraw, jednak to jest podstawa, która sądzę, że gości na ABSOLUTNIE KAŻDYM stole!

O tym, że foremki drewniane do maślanych baranków do wielowiekowa tradycja wspominać pewnie nie muszę...  Pokażę Wam jednak, jak sobie poradzić, gdy tej foremki zarówno u Was jak i u życzliwego sąsiada zabraknie!

Składnikiem głównym (i praktycznie jedynym nie licząc 2 kuleczek pieprzu na "oczka" dla baranka) jest MASŁO. Porządne, schłodzone prawdziwe (82%tłuszczu) masło!

1) Ze schłodzonej kostki masła uformuj nożem korpus i głowę, śmiało możesz baranka odchudzić! odcinając ok 1cm jego boku.

2) Z praski do czosnku wyciskaj futerko - nakładaj je NOŻYKIEM ZACZYNAJĄC OD DOŁU BARANKA (dzięki temu futerko będzie się ładniej układać, mamy nas nim większą kontrolę)

3) Gdy baranka ze wszystkich stron otulimy maślanym futerkiem proponuję wyrzeźbić główkę - ja robię to palcami, albo ścinam kawałki nożykiem, wklejam pieprzowe oczka, czasem bukszpanowe uszka...Cokolwiek, co uznacie za pasujące.

4) Baranka ułóżcie w koszyczku do święconki - na pewno zaciekawi krewnych i znajomych królika :P

sobota, 23 lutego 2013

BRUKSELKA ZUPEŁNIE INNA Z POLĘDWICZKĄ WIEPRZOWĄ

Brukselka.
Kojarzy się z rozgotowaną kulką w odcieniu zgniłej zieleni...zmorą obiadów dzieciństwa!
A gdybym Wam pokazała, że może wyglądać zupełnie inaczej ją przyrządzić i pokazać,
skusilibyście się? :)
Przepisu nauczyłam się na warsztatach kulinarnych w Vine Bridge, o których pisałam już na blogu. 

(Kuchnia Matki Polki to mój kryptonim na FB :) )

Składniki:

1) BRUKSELKA:
- 0,5 kg brukselki
- kostki lodu
- 1 papryczka chilli
- masło (ok 30-50 g)
- sól
- świeżo zmielony pieprz
- koperek (opcjonalnie)
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku 
2) POLĘDWICZKI                   
- polędwica wieprzowa         
- masło                                       
- olej (nie trzeba dodawać, jeśli
używamy masła klarowanego)
- rozmaryn                               
- tymianek                                  
- 2-3 ząbki czosnku                  
- świeżo mielony pieprz          
- szczypta soli                            
(na sam koniec smażenia)        

Sposób przygotowania:

Brukselkę obieramy listek po listku (pozbywając się "głąbków" i liści zewnętrznych - obieramy zupełnie jak kapustę) - proces jest pracochłonny, owszem, ale sądzę, że warto poświęcić na to czas :)

Wrzucamy brukselki do miski i zalewamy wrzątkiem na max 30 sekund, odcedzamy na sicie lub w durszlaku wypełnionym kostkami lodu (dzięki temu brukselka zachowa kolor i przyjemną konsystencję). 

Na sporej lub głębokiej patelni szklimy cebulkę, na maśle, dodajemy brukselkę, wyciskamy czosnek przez praskę, dodajemy koperek, sól i pieprz, Kroimy papryczkę chilli, pozbywamy się pestek i dodajemy pokrojoną w kawałki (np. poprzeczne paseczki) chilli na patelnię. Dusimy wszystko przez chwilę, (można dodać masło, jeśli patelnia jest zbyt sucha - chodzi o to, by potrawa się nie przypaliła).


Polędwiczka to oczywiście propozycja kompozycyjna do obiadu. Obraną z włókien i ścięgien polędwicę kroimy w 1,5 centymetrowe eskalopki. Wrzucamy do miseczki, do której dodajemy również rozmaryn, tymianek i pieprz, mieszamy by mięso ładnie otoczyło się przyprawami. 
Na patelnię wlewamy olej i dodajemy masło (kawałek grubości 1cm). Gdy tłuszcz się rozpuści wrzucamy polędwiczki, dodajemy też ząbki czosnku w łupinie - zgniecione nożem (czosnek smażony w łupinie nie będzie gorzki!) Obsmażamy polędwiczki z każdej strony, wrzucamy później na 5 min do pieca nagrzanego do 180 - 200oC. Solimy dopiero przed podaniem. (jeśli dodamy soli podczas smażenia mięso zrobi się twarde).

Smacznego :)
P.S. Mam nadzieję, że wegetarianie nie zrażą się mięsem w przepisie i spróbują chociaż brukselki  - WARTO! :)

Bierzemy udział w akcjach:




SUFLET CZEKOLADOWY Z SEREM PLEŚNIOWYM

Czekolada. Gorzka. Najlepsza!
Ser... pleśniowy! Rozpływający się w ustach marmurek...
Jak tu nie połączyć tych dwóch smaków?!
Oglądając kiedyś program w chemii kuchennej dowiedziałam się, że te dwa produkty pasują do siebie ze względu na podobny chemicznie proces fermentacji:


 Tak oto powstał... suflet czekoladowy z serem pleśniowym:


Jak widać na załączonym obrazku wcale nie potrzeba specjalnych kokilek! Doskonale sprawdzają się ceramiczne/ porcelanowe naczynia. W końcu ceramikę wypala się w wysokiej temperaturze, musi więc być odporna na "jedyne" 200 stopni :) 



 Składniki (na 4 suflety):

-  200g gorzkiej czekolady

- pół kostki (tj. 100g) masła (+ troszkę do wysmarowania kokilek)
- 5 jajek (żółtko i białko oddzielnie)
cukier (4 czubate łyżki)
- ser pleśniowy np. Lazur
- szczypta soli
- mąka do wysypania kokilek/filiżanek


Sposób przygotowania:

Gorzką czekoladę i masło rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Pozwalamy nieco ostygnąć masie czekoladowej, ponieważ będziemy łączyć ją z jajkami, więc nie może być zbyt gorąca!

Oddzielamy białka od żółtek, białka ubijamy ze szczyptą soli do sztywnej piany, żółtka z 4 łyżkami cukru ucieramy na gładką masę (jak kogel-mogel).

Roztarte żółtka i czekoladę mieszamy ze sobą dokładnie, dodajemy pianę z białek i kilkoma ruchami przekładamy masę z białkami - UWAGA! Nie mieszajcie zbyt intensywnie, bo suflet nie wyrośnie,
i nie będzie taki puszysty!

Kokilki trzeba wysmarować masłem, wysypać mąką (nadmiar mąki usunąć) Ten zabieg pozwoli naszemu sufletowi elegancko piąć się w górę.

Wlewamy masę do kokilek, do środka, jako nadzienie dajemy odrobinę sera Lazur - kawałki wielkości łyżeczki.

Piekarnik nagrzewamy do 200oC i pieczemy przez 10 minut. 

Zjadamy ciepłe. Smacznego :)


P.S. Przepis bierze udział w akcji:




środa, 9 stycznia 2013

Jedzmy bardziej

Dawno mnie tu nie było, zaniedbałam pisanie, co wcale nie znaczy jednak, że nic się w moim życiu nie działo. Wręcz przeciwnie!

Wracam więc po przerwie na bloga... opowiem Wam też, co się w tym czasie działo... kulinarnego i nie tylko ;)

Po pierwsze pochwalę się, że znów mój wizerunek pojawił się w gazecie. Znajoma fotografka robiła zdjęcia mieszkańcom Sołacza - jednej z poznańskich dzielnic. Zupełnie przypadkiem wygadałam się, że mieszkam na tej ulicy, na której akurat nie znalazła żadnego modela...i tak się potoczyło. Pojawiłam się w samym środku dodatku poznańskiego do Gazety Wyborczej (nie, nie na "rozkładówce" ;))) ) 
Na zdjęciu jestem z jedną z moich kotek, mam też psa (któremu gotuję prawie codziennie... ale to nie są to potrawy na bloga ;) )
http://poznan.gazeta.pl/poznan/56,36039,12958077,Dziewczyna__z_kotem,,2.html 

Poza tym kolejny sukces! Zostałam zaproszona na Wrocławską ASP by poprowadzić wykład o Estetyce Kulinarnej. Co prawda terminy wciąż mi nie pasują (work is work :( ) ale może wiosną się uda!




Matka Polka brała również udział w konkursie organizowanym przez Restaurację Vine Bridge pt. "Jedzmy Bardziej". Z trzema innymi laureatkami konkursu:: Kasią, Olą i Anią zostałyśmy zaproszone na warsztaty kulinarne do w/w restauracji prowadzone przez szefa kuchni Radkiem Najmanem.



Oto fotorelacja z wydarzenia.
 (zdjęcia wykonywane albo moim telefonem, albo udostępnione z profilu Fb restauracji Vine Bridge).

Komponowanie menu. fot. Vine Bridge

Fartuszek  :) 

Dostałyśmy "firmowe" fartuszki i mogłyśmy wspólnie z szefem kuchni zabrać się za przygotowanie wymyślonego przez Szefa Kuchni menu na dzisiejszy wieczór. Propozycje były fenomenalne!

Sałatka z granatem, zielonym dressingiem
+ pierożki z ciasta filo








Na początek pierożki z ciasta filo z serkiem kozim, prażonymi orzechami włoskimi i... lawendą! Przyznam, że po raz pierwszy użyłam lawendy jako przyprawy, ale nie żałuję i zamierzam korzystać z niej częściej! Aromat prowansji w potrawie - coś świetnego!



Zielony dressing też okazał się strzałem w dziesiątkę, ale cóż się dziwić, w końcu wszystko było wykonywane pod kierunkiem szefa kuchni z prawdziwego zdarzenia!
fot. Vine Bridge


Warsztaty okazały się również spełnieniem moich estetyczno-kulinarnych zainteresowań. Nowe tendencje odchodzą od tradycyjnych naczyń, zarówno jeśli chodzi o kształt jak i formę. bazaltowe płytki dają za to wiele pola do popisu! Coś między kulinarnym suprematyzmem a ekspresjonizmem, w skrócie: gdyby Malewicz i Pollock byli kucharzami... to tak mogłyby wyglądać ich kompozycje na talerzach ;-)

kompozycje na płytkach bazaltowych .
fot. Vine Bridge
Pewnie nie jesteście w stanie zgadnąć, co na tym "talerzu" się znajduje, więc podpowiem: Poza nakładaną przeze mnie polędwiczką jest tu sos z kalafiora, soczewica i brukselka z chili (polecam tą brukselkę - wkrótce wrzucę przepis na nią na bloga, ponieważ dopiero jedząc ją nauczyłam się, że brukselka jest smaczna! Źle podana bywa tak, jaką ją znamy ze stołówki... gorzka i wodnista)

robimy suflet...

Deser zaproponowałam ja... przypomniałam sobie, że kiedyś będąc gościem restauracji wdałam się w dyskusję z kelnerem na temat mieszania smaków. Zaproponował mi suflet z gorzkiej czekolady i... sera pleśniowego! Niestety z przyczyn technicznych nie mogłam go wtedy zamówić...








Przyznam, że smak był zaskakujący! Lejąca się czekolada i smak sera roquefort uprasza podniebienie o JESZCZE! 
SMACZNEGO!
fot. Vine bridge


Wszystkich chcących posmakować dań proponowanych przez Szefa Kuchni Radka Najmana zapraszam serdecznie do odwiedzenia restauracji www.vinebridge.pl lub www.darkrestaurant.pl